Oficjalny Serwis Informacyjny

Aktualnie znajdujesz się na:

Byłem w ubezpieczeniu oddziału

Już na początku 1941r. w Dąbrowie, Łomiankach, Burakowie i Młocinach ktoś zaczął organizować młodych chłopców do działań konspiracyjnych zupełnie niezależnie od podziemnego dowództwa VIII Rejonu AK, które wówczas nie doceniało a nawet lekceważyło zapał do walki wśród młodocianych.

Byłem w ubezpieczeniu oddziału
             
*wspomnienia Henryka Dąbrowskiego, żołnierza Kompanii Młodzieżowej AK*

[obrazek]
Henryk Dąbrowski

        "Już na początku 1941r. w Dąbrowie, Łomiankach, Burakowie i Młocinach ktoś zaczął organizować młodych chłopców do działań konspiracyjnych zupełnie niezależnie od podziemnego dowództwa VIII Rejonu AK, które wówczas nie doceniało a nawet lekceważyło zapał do walki wśród młodocianych. Owymi organizatorami byli mieszkający w Dąbrowie Leśnej na ul. Słonecznej dwaj szkolni koledzy Wojciech Pecyński ps. „Polan” i Janusz Lewandowski – Warmiński ps. „Murzyn”,  którzy akurat kończyli konspiracyjną podchorążówkę. Po otrzymaniu stopnia kapral podchorąży z jeszcze większym zapałem poświecili się werbowani tutejszej młodzieży tak, że w połowie 1942r. powstał już pełen pluton. Tak tamte czasy wspomina jeden z czterech żyjących jeszcze żołnierz Kompanii Młodzieżowej kpt. Henryk Dąbrowski z Łomianek: „ Było to chyba w połowie 1941r. gdy zacząłem wyczuwać, że moi koledzy coś wiedzą ale powstrzymują się od dzielenia jakąś wielka tajemnicą.
 
Widząc moją szczerą wolę walki z okupantem w końcu mi ją powierzyli i zarekomendowali „Murzynowi” jako dobry materiał na przyszłego żołnierza. Pierwsze poważne spotkanie konspiratorów odbyło się w końcu sierpnia 1942r.i w zasadzie miało być zapoznawcze ale w końcu zakończyło się złożeniem przysięgi. Rotę Przysięgi odczytał podchorąży „Murzyn” w asyście dwóch mężczyzn, z których jeden, jak się później okazało, był drużynowym w stopniu kaprala i nazywał się Władysław Bulaszewski ps. „Sokół” (późniejszy Przewodniczący Gminnej Rady Narodowej w Łomiankach 1956- 65). Przysięgę złożyło nas wtedy trzech: Tadeusz Bogdański, który przyjął pseudonim „Śliwa”, Józef Dąbrowski pseudonim „Mądry” i ja przyjmując pseudonim „Kotwica”. Tak zostaliśmy żołnierzami Kompanii Młodzieżowej.

[obrazek]
Tadeusz Bogdański ps."Śliwa"

Z uwagi na ciągły napływ młodzieży zostałem wkrótce mianowany sekcyjnym. W skład mojej sekcji wchodzili: Jerzy Wojciewski „Strzała”, Stefan Balcerzak „Orkan” i Roman Królak „Lenik”. Od początku mojej przynależności do Kompanii trwało intensywne szkolenie wojskowe teoretyczne i praktyczne. Nasi dowódcy „Polan” i „Murzyn” zorganizowali nam t.zw. „Szkołę Partyzanta”, w której podręcznikiem w zakresie walk piechoty na terenie nieprzyjaciela były wyszperane cudem w makulaturze przedwojenne skrypty. Na zajęciach praktycznych zapoznawaliśmy się z bronią rodzimą, zdobyczną i zrzutową przechowywaną w różnych skrytkach przez naszych żołnierzy. Organizowano nawet ćwiczenia z ostrego strzelania, które ze względów bezpieczeństwa prowadzono głęboko w lesie w rejonie Sierakowa ubezpieczając odpowiednio oddział. Pomimo ostrożności, raz omal przez przypadek nie postrzelono włóczącego się po lesie granatowego policjanta niejakiego Śliwę, który sądząc że był to zamach tak się wystraszył, że nigdy nie zameldował o tym incydencie. Kończy się konspiracja i przygotowania do Powstania. Na dwa dni przed pierwszym sierpnia, aby oswoić wojsko z ogniem i wybuchami, dwa plutony strzeleckie, którymi dowodzili „Polan” i „Murzyn” odbyły w Puszczy Kampinoskiej ostatnie ćwiczenia, w których jeden pluton nacierał a drugi się bronił. Pierwszego sierpnia objąłem sekcję wchodzącą w skład ubezpieczenia oddziałów szykujących się do natarcia na lotnisko bielańskie. Pierwszym zadaniem było rozpoznanie terenu w miejscowości Placówka gdzie udało się zlokalizować niemieckie stanowisko ogniowe i po przeciwnej stronie niewielkiego wzniesienia reflektor przeciw lotniczy. Po podciągnięciu oddziałów na pozycje wyjściowe o godzinie „W” ruszyliśmy do natarcia. Niestety pod bardzo silnym ogniem broni maszynowej nasze natarcie zostało zatrzymane. Ja okopałem się w bruździe, obok w kopie zboża zajęli stanowisko spieszeni kawalerzyści „Doliny” z karabinem maszynowym prowadzącym ogień w kierunku nieprzyjaciela. Jednak Niemcy szybko ich namierzyli i serią pocisków świetlnych ranili jednego z obsługi w nogę. Rannemu podłożyliśmy pod kolana karabin, jeden z wilniuków objął go ramieniem i tak znieśliśmy go z górki przekazując sanitariuszom. W międzyczasie rozpoznaliśmy, że z dużego drzewa (chyba gruszy) Niemcy prowadzą ogień pociskami świetlnymi na nasze stanowisko i stanowisko ckm doliniaków. Ogień cichł, bój dogasał, ucichł także niemiecki ckm na drzewie co pozwoliło nam wycofać się w głąb Puszczy. Jednak dla mojego oddziału służba trwała nadał i choć reszta wojska spała po bitwie, my w dalszym ciągu ubezpieczaliśmy całe zgrupowanie. I tak w ubezpieczeniu służyłem do 15 –go sierpnia, kiedy to otrzymałem zwrot dokumentów i zostałem odesłany do domu celem wygojenia poranionych nóg. Po dwu tygodniach odnalazła mnie łączniczka z wezwaniem do ponownego stawienia się w oddziale jednak po stwierdzeniu konieczności dalszego leczenia rany, wróciłem do domu. Uzbrojony w dwa granaty jak na ironię żołnierz ubezpieczenia, wszedłem do Łomianek bez koniecznego rozpoznania terenu a tu jakiś 100m przed ul. Warszawską stoi okopany czołg ! Niezauważony szybko ukryłem granaty w płocie i spokojnie , śmiało, przeszedłem obok. Uff. Po wojnie chciałem odnaleźć owe granaty ale niestety ktoś chyba mnie w tym ubiegł!
"
opracował Kazimierz Medyński

Opcje strony

do góry